Szpiczak,Waligóra,domek ss-manów i grząski grunt
Był ponury, deszczowy dzień...
...który rozpoczął się krótką refleksją nad życiem. Refleksja ta tyczyła się wszystkiego, co dotyczy człowieka, a w zasadzie jego duszy.
Co ja, do cholery, ze sobą robię?!
Padało?
Nie.
Lało?
Nie.
Było oberwanie chmury?
Nie.
Po prostu wnerwiająco spadały z nieba kropelki wody, zdeterminowane wlać mi się do oczu za okularami. Złośliwe, małe i mokre cząstki, będące ongiś parą-płodem ciepła Słońca zwróciły się przeciwko mnie. Ale ja naprawdę musiałem wypić tę szklankę wody rano...
Mimo ich nachalnej wrogości wypełzłem z domu, by udać się na kolejną wyprawę. Wyprawę, jak się okazało, dla mnie przyjemną i przychylną.
Szlak zawiódł mnie z Andrzejówki na Waligórę, poprzez ciężkie i grząskie podejście uświadomiłem sobie, jak dawno już nie byłem na podobnej wyprawie. W pocie, krwi i wodzie, która wciąż nie odpuszczała w swojej zawiści, dotarłem na szczyt z pytaniem na ustach
To już to?...
Tabliczka z wysokością nad poziomem morza, parę oznaczeń szlaków i...tyle? Na szczęście przez maliny, jagody i inne leśne owoce po których można nabawić się ciężkiej biegunki, dostrzegłem cel wyprawy w to miejsce. Domek SS-manów. O jego historii i legendach nie będę tutaj pisał, bowiem jutro już będziecie mogli zobaczyć film na moim kanale (CHAMSKA REKLAMA OGLĄDAJCIE I SUBSKRYBUJCIE KANAŁ ŚWIAT Z KITĄ NA YOUTUBE). Z grubsza powiem jednak, że widok z tego miejsca jest wręcz hipnotyzujący. Wyczuwałem tam również dozę niepokoju i mistycyzmu, nie wiem tylko, czy te leśne maliny miały z tym coś wspólnego. W każdym razie okoliczny las oferuje dużą dozę prywatności, to się ceni.
Dalej było...randomowo. To czas, kiedy mapa mówi Ci czułe słówka do uszka, niczym żona do zmęczonego męża, który wrócił z pracy, a GPS charczy barytonem że spieprzyłeś sprawę i zgubiłeś się gdzieś w czeskim lesie, oraz że on to w sumie nie ma już nic do roboty i gubi zasięg. Taaa...
Na Szpiczak!
Dotarłem, nie powiem. Nie powiem też, że było łatwo. Powiem za to, że na szczycie stoi wieża, która górze dodaje 20 metrów wysokości i w mojej opinii podwyższa ego Szpiczakowi. Brzmi to jak mężczyzna chwalący się dużym przyrodzeniem, który sprane gatki z lat liceum wypycha papierem toaletowym. Cóż, ale przynajmniej wchodząc na tę wieżę nie jest się zawiedzionym :-)
Widoki ładne, time lapsy porobione-czas powrócić do cywilizacji. Ze Szpiczaka do Sokołowska więc.
Pomijając fakt zamiłowania mieszkańców Sokołowska do fast-foodów, nie można im odmówić faktu posiadania całkiem ciekawego, zabytkowego parku z fontanną, gdzie eutrofizacja to słowo-klucz.